Jeszcze dobrze nie wsiadamy na rowery, a tu już czas na pierwszy przystanek - Trzęsacz. Oglądamy ruiny gotyckiego kościoła na
pięknym, klifowym brzegu. Świątynia zbudowana w środku wsi, 2km od linii morza
- dziś zawieszona nad plażą, na zboczu wzmocnionego klifowego urwiska. Pozostała
jedna ściana. Siła natury.
Podążamy dalej piękną, widokową, wąską ścieżką puszczoną na
wysokim klifie. Znów dosłownie chwila pedałowania i kolejna przerwa. Rewal. Zachwycam się niewielkim fragmentem
tego co udaje nam się tu zobaczyć. Pałaszujemy
lody, robimy serię zdjęć przy Szkieletach Wielorybów autorstwa
Wiktora Szostało i zbieramy się powoli w dalszą drogę. No ale znów! Jeszcze
dobrze nie wpasowaliśmy się w siodełka, a już w oddali majaczy kolejny punkt
postojowy na naszej dzisiejszej trasie. Jak dobrze, że wyjechaliśmy wcześnie i
zaplanowaliśmy tylko 30 kilometrów! Pełne słońce na horyzoncie i ilość atrakcji
po drodze wskazują na to, że przed nami leniwa, iście wakacyjna przejażdżka. Tak
więc po 8km dzisiejszej przygody dojeżdżamy do Latarni Morskiej Niechorze. Połowa ekipy wspina się na górę
zliczając po drodze schody i wbijając pieczątkę do Książeczki Wycieczek
Kolarskich. Druga połowa pod pretekstem pilnowania dobytku raczy się słońcem na
pobliskiej ławce.
Ruszamy dalej. Wjeżdżamy w las, którym będziemy podążać do
samego Mrzeżyna. Robimy postój, a ja nie mogę się nadziwić temu wyjątkowemu miejscu. Coś tu jest jakby nie tak. Inaczej. Wkoło same sosny i jakaś nietypowa, pomniejsza roślinność. A do tego
całość w zupełnie nieoczywistych kolorach! Początkowo wydaje mi się, że jest
to spowodowane łachami piachu (jesteśmy na wydmie, morze cały czas szumi nam w
uszach). Ale po chwili, gdy podchodzę bliżej okazuje się, że to wcale nie
piach, tylko runo! Taka fatamorgana. Dopiero po powrocie do domu dowiem się że
mieliśmy okazję jechać przez bór bażynowy
( sosnowy bór rosnący
na glebach bielicowych wytworzonych z piasków
luźnych na nadmorskich wydmach szarych (Wikipedia) Od początku wi(e)działam, że to zupełnie niezwykłe miejsce.
Punkt 15:00 meldujemy się w porcie w Mrzeżynie. Jedziemy na plażę przestudiować mapę i lokujemy się na
Campingu Portowym. Wyprawa na
tydzień przed zakończeniem roku szkolnego ma swoje plusy. Jest niemal zupełnie
pusto! A do tego odkrywamy, że jest to to samo pole namiotowe, na które parę
lat wcześniej (dokładnie 9!) wpadaliśmy skorzystać z pryszniców po zakończonym spływie kajakowym
Regą. Co za szalony powrót do historii :D
Sanitariaty bez zmian! Wciąż na
na prawdę dobrym poziomie :D Nocleg w tym
miejscu dla naszej trójki to 63zł*
Jeszcze
przed wieczorem, tuż obok naszego namiotu podjeżdża dwójka zapakowanych
podobnie do nas cyklistów.
- Skąd państwo jadą? - Zagaduję
- Z ......zyna - Nie słyszę początku
odpowiedzi, słyszę za to wyraźny śląski akcent. No, ale jesteśmy w Mrzeżynie,
to może z Dźwiżyna - szybko analizuję w głowie.
- Z Dźwiżyna? - pytam więc.
- Z Cieszyna - odpowiadają roześmiani.
Tu mogłabym
skończyć, dopowiem jeszcze tylko, że była to para, małżeństwo, których dzieci
dawno miały już swoje dzieci. Byli w trasie od 10 dni. I na prawdę jechali z tego
granicznego, śląskiego Cieszyna. Mrzeżyno nie było nawet w połowie ich trasy (!) ponieważ tego lata postanowili przejechać Polskę naokoło. I co? I
znów utwierdziliśmy się w przekonaniu, że najlepsze eskapady jeszcze przed nami
;)
Dobrej nocy,
Asia.
Jak
wpadliśmy na ten szalony pomysł przeczytacie - TUTAJ -
Wybrzeże na rowerze cz.1 Międzyzdroje
- Pustkowo do poczytania - TUTAJ -
Pozostałe
rowerowe eskapady - TUTAJ -
*stan na
czerwiec 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz